Poniżej zamieszczam tekst, który napisałem… tydzień przed debatą o Polsce w PE. Cóż, można do mnie mówić „proroku Ryszardzie”, bo przewidziałem to, co przewidzieć trzeba było.
Zwracam szczególnie uwagę na prawdziwe przyczyny ataku polityków z UE na nasz kraj.
***
Tekst ten ukaże się tuż po debacie w Parlamencie Europejskim na temat Polski. Z góry mogę przewidzieć co będzie: przewodniczący Juncker będzie grzeczny i będzie udawał, że stanowisko Komisji Europejskiej to po prostu: braterska pomoc dla naszego kraju. Premier Beata Szydło będzie broniła wizerunku Polski i dobrego imienia Rzeczpospolitej. Część europosłów będzie nas atakować, część bronić. Identycznie było w przypadku debat dotyczących Włoch (dwa razy) i Węgier (trzy razy).
Czy w Polsce dzieje się tak źle, aby musiała interweniować aż Unia? Jednogłośnie prawicowy chór odpowie, że NIE. A ja popłynę pod prąd i stwierdzę, że oczywiście TAK. Otóż w Rzeczpospolitej dzieje się bardzo źle, bo nowa władza wprowadza podatek bankowy oraz podatek od supermarketów. Gdyby w Polsce były polskie banki, Bruksela nawet by nie pisnęła i słychać byłoby stamtąd tylko jej głośnie milczenie. Ale banki na terytorium RP są w przeważającej mierze zagraniczne. Mówiąc ściśle – są spółkami-córkami banków zachodnich. Uderz w stół, zatem europejskie (niemieckie, holenderskie, itd...) nożyce się odezwą.
Prze pięcioma laty pewna francuska siec hipermarketów przedstawiła naszemu fiskusowi dokumenty, że jest w zasadzie instytucją charytatywną, Świętym Mikołajem, który nic tylko dokłada do swych interesów. Wszyscy wiedzieli, że to lipa, ale papiery się zgadzały i polski podatnik z niezbyt głębokiej kieszeni wysupłał kilkanaście milionów złotych, aby „ratować” francuski biznes. Teraz rząd ośmiela się robić porządek z takim rozwydrzeniem i wprowadza realne taksy dla sieci wielkopowierzchniowych, które – tak się akurat dziwnie złożyło – są u nas własnością zagranicznego kapitału.
Zatem, jak widać, w Polsce ostatnio dzieje się bardzo źle dla zagranicznego kapitału. Nie dlatego, żeby miał on nagle warunki gorsze od kapitału polskiego. Ależ skąd! Nagle - cóż za gwałt – okazuje się, że będzie miał tak samo jak kapitał polski czyli inaczej niż w ostatnich dwóch dekadach.
Ciekawe, że podatek bankowy jest normą w wielu krajach członkowskich Unii Europejskiej i nie wywołuje ani specjalnych emocji, ani sążnistych artykułów o rzekomo biednych klientach banków, na których wątłe barki ów podatek spada. Ten medialny cyrk widzimy tylko w Polsce.
Zatem nie dziwmy się doprawdy, że niemieckie, francuskie czy belgijskie media ryczą niczym ranny łoś. Dotychczas Polacy dla nich byli leniami i obwieszczenie końca tego Eldorado na polskim rykowisku spowodowało wściekłość zachodnioeuropejskich krezusów, którzy dotychczas nabijali sobie kabzę dzięki słabym czy bezmyślnym, czy skorumpowanym władzom w Warszawie (oczywiście może wystąpić – i występowała – kombinacja tych elementów naraz...).
I jeszcze jedno „coś”. To „coś” naprawdę wiele tłumaczy. Według raportu międzynarodowej organizacji Global Financial Integrity przeprowadzającej analizy nielegalnych przepływów finansowych Polska jest w absolutnej czołówce gdy chodzi o ten proceder. Oto bowiem państwo polskie przez lata robione było, jak to drzewiej mówiono, w bambuko przez sprytne zagraniczne firmy. Skala tego wypływu pieniędzy z Rzeczpospolitej w skali roku wynosi około 23 miliardów euro (!). A gdzie wędruje te około 90 miliardów złotych? Na pierwszym miejscu są Niemcy i niemieckie firmy. Nowy polski rząd zamierza uszczelnić także i to. Ale nie dziwmy się, że nagle tak bardzo interesowano się stanem demokracji i praworządności w Polsce. Przecież w gruncie rzeczy nie o nie chodzi. To kije, którymi trzeba Polskę zdzielić i dobitnie pokazać nasze miejsce w szeregu, a raczej w kącie – jak dotychczas.
Gdy słyszę, że w Polsce rząd walczy z Trybunałem Konstytucyjnym, to się uśmiecham, bo po sąsiedzku, w RFN, rząd w Berlinie co rusz ma spięcia z Trybunałem Konstytucyjnym w Karlsruhe.
Gdy słyszę o problemie wolności mediów w Polsce, uśmiecham się jeszcze szerzej, bo akurat w tej sprawie nasi niemieccy nauczyciele – ochotnicy i wychowawcy mają sto razy większy problem ze swoimi głośno milczącymi mediami, które posłusznie przez parę dni nie zająknęły się na temat muzułmańskich polowań na kobiety w niemieckich miastach na Sylwestra.
Tylko gdy widzę to morze unijnej hipokryzji i ocean niemieckiej obłudy, śmiech zamiera mi na ustach.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (20.01.2016)