wPolityce.pl: Wczoraj w Krynicy Wiktor Orban i Jarosław Kaczyński wystosowali apel o przeprowadzenie kontrrewolucji kulturowej w UE. Mówili o potrzebie powrotu do państw narodowych i tożsamości chrześcijańskiej w obliczu nękających Europę kryzysów. Myśli pan, że ich głos zostanie usłyszany w Paryżu i Berlinie? Czy to był tylko taki apel - jak twierdza niektórzy - na użytek własnych elektoratów?
Ryszard Czarnecki:, wiceprzewodniczący PE: Nie żartujmy. Jeżeli lider szóstego co do wielkości państwa w UE, a piątego po Brexicie mówi wraz z premierem innego państwa o takiej kontrrewolucji, to będzie to bardzo pilnie odnotowane przez dyplomatów Europy Zachodniej. I to się wpisuje zresztą w taką wzmożoną aktywność międzynarodową Polski dającą się zaobserwować od jesieni ub. roku. Wpisuje się w w scenariusz, w którym Polska jest organizatorem państw, które w ostatnich 12 latach weszły do Unii - dodając do tego Ukrainę. I to jest fakt znaczący. Jarosław Kaczyński licytuje w tej grze -licytuje wysoko. Ale to dobrze, bo będą musieli się z nim liczyć. Zwracam uwagę, że przedtem było tak, że Donald Tusk dowiadywał się na szczytach w Brukseli jakie decyzje podjęły Niemcy i Francja, albo Niemcy z Wielką Brytanią. Teraz pani Merkel chce, a jeśli nawet nie che, to musi, dogadywać się z Polakami.
Ma pan na myśli osłabienie jej pozycji w Niemczech, w tym ostatnie wybory landowe w których jej partia przegrała z antyimigrancką AfD?
Mówię przede wszystkim o jej wizycie i spotkaniu z polską premier. Jednak do tego spotkania doszło u nas. A nie na Słowacji, która ma przywództwo w UE.
Czy możemy już mówić o realnym renesansie Grupy Wyszehradzkiej? Bo przez jakiś czas była ona mocno zmarginalizowana. Zresztą i dziś jej znaczenie bywa podważane.
Jarosław Kaczyński i nowe władze wskrzesiły Grupę Wyszehradzką, która wcześniej zdychała. A gwóźdź do trumny wbiła jej Ewa Kopacz w październiku b. roku w Brukseli, kiedy łamiąc solidarność zagłosowała za przymusowymi kwotami dla imigrantów islamskich, wbrew głosom z Budapesztu, Wyszehradu…
A na czym miałyby polegać konkretne działania tożsamościowe, w ramach zapowiedzianej kontrrewolucji? Bo na forum została sformułowana idea. Jak ją przekuć na polityczną rzeczywistość? Co powinno iść za takim wezwaniem?
Przede wszystkim zerwanie z tą dramatyczną dla Europy polityczną poprawnością.
W jakim zakresie?
Europa w ostatnich latach stała się w jakimś sensie zakładnikiem islamu i imigrantów. Ponieważ nie nazywała problemów po imieniu, ponieważ mówiła, że tak nie wypada. To generowało kuriozalną sytuację, że np. w niektórych miastach w Europie likwidowano choinki przed Bożym Narodzeniem, bo uważano, że to narusza uczucia religijne przybyszów, ale miało też konsekwencje polityczne, które spowodowały, że ta inwazja radykalnego islamu spotkała się z milczeniem, czy wręcz defensywą ze strony establishmentu polityczno-medialnego Europy. I teraz te straty trzeba jakoś odrobić. Na szczęście Polska i inne kraje naszego regionu tą drogą nie poszły. To może oznaczać, że jesteśmy w lepszej sytuacji niż tzw. stara Unia. Ale to też może, nie żartuję, spowodować napływ imigrantów z tej starej Unii do Polski. Zwłaszcza tych zaangażowanych w chrześcijaństwo, emerytów, którzy będą się chcieli przenieść do stabilnego kraju…
Takiej imigracji chyba się nie boimy?
Oczywiście. Takich gości nie boimy się ani z powodów ekonomicznych, ani kulturowych. Wręcz przeciwnie. Welcome to Poland.
*rozmawiała Anna Sarzyńska, wPolityce.pl (07.09.2016)