Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Szef dyplomacji Luksemburga, Jean Asselborn mówił ostatnio o „wyrzuceniu Węgier z Unii Europejskiej”. Pewien fragment jego wypowiedzi mógł wskazywać również na chęć wyrzucenia Polski: „Kto jak Węgry buduje płoty przeciwko uchodźcom lub narusza wolność prasy i niezależność wymiaru sprawiedliwości, ten powinien zostać czasowo, a w razie konieczności na stałe wykluczony z UE”.
Ryszard Czarnecki, europoseł, PiS: Minister Jean Asselborn już raz dał popis swojej buty i arogancji, ale także głupoty, zabierając głos w imieniu kraju, który miał wówczas prezydencję w Unii Europejskiej, czyli Luksemburga, pod koniec ubiegłego roku. Zaatakował wtedy Polskę, było to krótko po wyborach, w których Polacy wybrali Prawo i Sprawiedliwość. Ze strony Asselborna natychmiast nastąpił „profilaktyczny” i brutalny atak. Szef luksemburskiego MSZ zasugerował, że nowo wybrane władze w Polsce nie szanują demokracji i tym podobne brednie. Odpowiem krótko: miej proporcje, mocium panie. Będąc szefem MSZ jednego z najmniejszych krajów UE, powinno się zabierać głos rzadziej, ale mądrzej. Pouczanie krajów takich jak Polska - kraj prawie 40 milionowy - przez reprezentanta tak niewielkiego kraju - zaledwie około550 tysięcznego - jest jak próba atakowania lwa przez pchłę. Wywołuje to co najwyżej uśmiechy i kpiny z pana Asselborna. Z drugiej jednak strony, jest to jeden z najdłużej urzędujących ministrów spraw zagranicznych kraju członkowskiego Unii, ponieważ swoją funkcję sprawuje już paręnaście lat. Na jego przykładzie widać, że ktoś, kto zbyt długo sprawuje funkcję ministerialną, zaczyna orbitować i odrywać się od rzeczywistości, widzieć to, co dzieje się poza jego gabinetem przez jakieś krzywe zwierciadło. Uważam, że jego wypowiedź nie tylko jest całkowicie prymitywna i aintelektualna, ale świadczy również o kompletnym niezrozumieniu nowej sytuacji w Europie przez stary unijny establishment, że należy tę wypowiedź oprawić w ramki i pokazywać wszystkim studentom politologii, jak bardzo przedstawiciele tzw. „starej Unii”, krajów szóstki założycielskiej, nie rozumieją nowej rzeczywistości europejskiej. Bełkot, który wczoraj usłyszeliśmy, jest najlepszym przejawem tej tendencji i jednoznacznie wskazuje na konieczność zmian traktatowych, o które apelował prezes PiS, Jarosław Kaczyński.
Również Donald Tusk przyjechał do Polski z połajanką. Przestrzegał premier Beatę Szydło, ministra Witolda Waszczykowskiego i innych polskich polityków przed „szarżowaniem w Europie”. Sugerował również, że zmiana traktatów nie musi być wcale dobra dla Polski
Akurat Donald Tusk jest nie tylko przedstawicielem Rady Europy, ale również broni status quo. Broni układu, w którym nowa Unia, w tym Polska, nie ma istotnej roli, jest wyłącznie od przyklaskiwania, potakiwania, braw i aplauzów, a nie ma realnego wpływu na rzeczywistość. Takimi wypowiedziami Tusk kolejny raz pokazuje, że zwalcza aspiracje naszego kraju i regionu Europy, zaś broni unijnego establishmentu.
*komentarz dla portalu „Fronda.pl”