Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Kolejny obóz pracy w Polsce???

Obóz pracy w Polsce tak o swoim koszmarze mówią Filipinki, które s[prowadził do Parczewa własciciel pieczarkarni. To wstyd, że w kraju, który jest niby demokratyczny dochodzi do takich sytuacji. Pomóżcie nam tak apelują zatrudnione tam cudzoziemki.

Obóz pracy w Polsce tak o swoim koszmarze mówią Filipinki, które s[prowadził do Parczewa własciciel pieczarkarni. To wstyd, że w kraju, który jest niby demokratyczny dochodzi do takich sytuacji. Pomóżcie nam tak apelują zatrudnione tam cudzoziemki.

Po przyjeździe kobiety otrzymały inną, drugą umowę w języku polskim. Słowo Podlasia pisze, że pośrednik wmówił im, iż jest to ta sama umowa, którą dostały na Filipinach. Nie rozumiały jej, ale podpisały, bo inaczej musiałby wrócić na własny koszt. Dopiero później okazało się, że zarobią niecałe 100 zł tygodniowo za 13 godzin pracy codziennie.

O parczewskim zakładzie było już głośno na początku kwietnia 2008 roku, Janusz Włodarczyk pisał w gazecie "Słowo Podlasia".

"Zakład jest nieodebrany przez sanepid, nadzór budowlany, straż pożarną i elektryka. Praktycznie nie powinien ruszyć z produkcją, bo wciąż trwa remont. W hali, gdzie kobiety przebierają pieczarki, fachowcy malują ściany, gdzie indziej wybijają otwory na drzwi. Nawet taśmy podające pieczarki nie działają, bo jest zwarcie instalacji elektrycznej. Kobiety przesuwają je ręcznie.


- Przedsiębiorca, który rozpoczyna działalność, musi w ciągu 30 dni złożyć do nas wniosek o zatwierdzenie zakładu. Wówczas przeprowadzamy kontrolę. W przypadku tej firmy taki wniosek jeszcze nie wpłynął - mówi Ewa Kuśmierz, kierownik oddziału nadzoru sanitarnego parczewskiego sanepidu.


Katarzyna Korniluk-Duda, główny specjalista ds. organizacyjnych komendy powiatowej straży pożarnej, stwierdza: - Do tej pory podmiot nie zgłosił się z wnioskiem o zajęcie stanowiska.


Podobna jest wypowiedź Bożeny Siatki, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego: - W przypadku tej firmy wniosek jeszcze do nas nie wpłynął.

Zdejmować fartuchy i do widzenia

Przetwórnia grzybów przy ulicy Polnej ruszyła z początkiem grudnia ubiegłego roku. - Właściciel obiecywał, że będziemy pracować osiem godzin dziennie. Nawet jak wyjdzie cztery godziny, bo transport pieczarek nie przyjedzie na czas, to zapłaci za całą zmianę - mówi jedna z pracownic, która błaga na wszystkie świętości, żeby nie wymieniać nawet jej inicjałów. - Mówił, że koszty okresowych badań lekarskich pokryje firma, że będą książeczki ubezpieczeniowe. Ale skończyło się na obietnicach.


- Pracujemy po 11, nieraz 13 godzin. Powinnyśmy do piętnastej, ale pół godziny przed zakończeniem zmiany przychodzi kierownik i mówi: dzisiaj zostajemy dłużej, bo trzeba te pieczarki przerobić. Jeżeli komuś nie pasuje, to mowa jest krótka. Zdejmować fartuchy i do widzenia. Jutro już nie musicie przychodzić - opowiada kolejna pracownica, również prosząca o anonimowość.


Kobiety pracują w każdą sobotę, ostatnio nawet i w niedzielę. Za swoją pracę biorą nieco ponad 1000 złotych na rękę. - Nie mamy bieżącej wody, nie ma się gdzie umyć. Nawet szatni nie ma, tylko kontener. Były rękawiczki jednorazowe pod przydział, dwie pary dziennie. Od pewnego czasu nie mamy wcale. Kierownik stwierdził, że dał nam 100 sztuk i powinno wystarczyć na długo. A one pękają. Bez rękawiczek nie da się sortować pieczarek. Przecież trzeba raz na jakiś czas wyjść się załatwić, zjeść śniadanie - wyjaśnia jedna z pań.

Młody fajny, stary straszny

Najbardziej boją się ojca swojego szefa. Bo szef ''jest młody i fajny''. Ale stary, bo tak go nazywają, jest ''straszny''. - To on zmniejszył na początku stycznia zatrudnienie z dwóch do jednej zmiany, bo uznał, że idzie mu za dużo wody do płukania pieczarek. Wtedy pozwalniał wszystkie kobiety, które miały powyżej 50 lat. Po zmianie pani kadrowa przychodziła i wołała kilka starszych koleżanek. Szły do starego i wracały zwolnione - opowiadają.
- W połowie stycznia składałyśmy zdjęcia i wnioski o legitymacje ubezpieczeniowe, ale podobno zaginęły. Tak powiedziała nam kadrowa. Kazała jeszcze raz złożyć wnioski i zdjęcia. Nie wiemy, ile teraz będziemy czekać, oby znów za kilka miesięcy nie zaginęły - obawiają się kobiety.


Zarzutami pracowników pieczarkarni zaskoczony jest burmistrz Parczewa. - Miałem okazję kilka miesięcy temu spotkać się z właścicielem firmy. Przedstawiał pracę w samych superlatywach. Jeżeli faktycznie ma miejsce taka patologia, o której mówią pracownicy, to trzeba tę sprawę zbadać - komentuje Paweł Kędracki.


- Nie wypowiem się na żaden z tych zarzutów, bo nie jestem osobą kompetentną i upoważnioną do rozmowy z dziennikarzami - mówi Wojciech Szostak, kierownik zakładu w Parczewie. Właściciel firmy Kamil Myszkowiec obiecuje, że w ciągu pół godziny oddzwoni i odpowie na pytania. Nie oddzwania. Sekretarka informuje nas, że szef wyjechał i nie wie, czy jeszcze wróci."

Od kwietnia ubr. sytuacja się pogorszyła, bo formalnie jest niby wszystko ok, a tak naprawdę powstał tam obóz pracy przymusowej dla filipinek.Jak pisze w swoim artykule "Dziennik Wschodni" pt.:

Koszmar Filipinek przy zbiorze pieczarek

Przyjechały z Filipin do Parczewa, bo myślały, że dobrze zarobią przy zbiorze pieczarek. Realia okazały się jednak inne niż im obiecano. Kobiety zostały oszukane przez Polaków.

Kilkanaście kobiet w wieku od 27 do 45 lat codziennie dojeżdża z noclegowni w Parczewie do Bedlna Radzyńskiego, gdzie jest przetwórnia grzybów. Pracują tam od świtu do 22. Także w soboty i niedziele. Każda z nich musi uzbierać 100 kilogramów pieczarek dziennie. W przeciwnym razie nie dostanie wypłaty. "Słowo Podlasia" pisze, że za pierwsze dwa tygodnie pracy, kiedy zbierały po 120 kg pieczarek dziennie, wypłacono im 180 zł.

Na Filipinach kobiety podpisały umowę w języku angielskim z firmą Euro Connect, która załatwiła im wyjazd do Polski. Miały pracować przy zbiorze pieczarek. W umowie miały napisane, że zarobią po 560 dolarów miesięcznie za osiem godzin pracy po pięć dni w tygodniu.

Jednak po przyjeździe kobiety otrzymały inną umowę w języku polskim. Tygodnik pisze, że pośrednik wmówił im, iż jest to ta sama umowa, którą dostały na Filipinach. Nie rozumiały jej, ale podpisały, bo inaczej musiałby wrócić na własny koszt. Dopiero później okazało się, że zarobią niecałe 100 zł tygodniowo.

"Serce mi się krajało, kiedy te panie chodziły po mieście w zimne dni w samych klapkach i sweterkach. Zaczepiłam je pod kościołem. Słyszę, że rozmawiają po angielsku, to zapytałam czy nie maja cieplejszych ubrań. Wstydziły się, ale powiedziały, że nie mają" opowiada w "Słowie Podlasia" mieszkanka Parczewa, która jako pierwsza postanowiła pomóc kobietom.

Losem Filipinek zainteresował się proboszcz jednej z parczewskich parafii. Ogłosił po mszach, że potrzebuje dla nich ciepłych ubrań. Ludzie pomogli.

Według polskiej umowy kobiety muszą pracować na takich warunkach do 15 września 2010 r. Każda w tym czasie musi uzbierać 2500 kg pieczarek miesięcznie.

W sobotę 14 listopada cztery Filipinki uciekły z noclegowni w Parczewie. Prawdopodobnie wyjechały do Belgii i Włoch. Reszta nadal jest w Polsce.

Wicęcej o tej stragicznej sytuacji Filipińskich kobiet dowiecie się Państwo oglądając czwartkową "Uwagę" w TVN.

Zamieścił Wajcha

Źródło: Słowo Podlasia kwiecień 2008r. oraz http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20091118/PRZEGLADPRASY/897763083 ,a także informacje własne.

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.