Kilkanaście lat temu mniej znaczący poprzednik pana Obamy (mniej znaczący, bo nie dostał Nobla), niejaki pan Clinton, też uszczęśliwił Amerykanów i resztę ludzkości. Otóż ten geniusz wymyślił dla odmiany, że każdemu należy się dach nad głową. Co tam dach! Cała chałupa. Każdemu to każdemu, nawet takiemu, co go nie stać na używany papier toaletowy na raty. Przecież każdy ma prawo do szczęścia i do zażywania tego szczęścia we własnym domu.
Dzięki temu nowoczesnemu podejściu do tematu amerykańska ni to agencja, ni to urząd, czyli tzw. Fannie Mae, zaczęła gwarantować kredyty hipoteczne na prawo i lewo. Bo mogła – rząd postanowił, że każdy będzie mógł wziąć kredyt na dom, nawet jeśli już w chwili wzięcia kredytu było wiadomo, że nie spłaci nawet jednej raty za klamkę do drzwi. Ale co tam! Grunt, że ma dom. A bank ma palący problem – niespłacalny kredyt. Na "szczęście" banki natychmiast wyekspediowały ten problem daleko od siebie. Cóż, niezbyt daleko. Bo co było potem, wiemy wszyscy, a pierwsi dowiedzieli się pracownicy, klienci i udziałowcy banku Lehman Brothers.
Błąd, jaki popełniła ekipa pana Clintona, był taki, że nie wprowadzono przymusu brania kredytu na mieszkanie. Wówczas ci bogaci sfinansowaliby nie tylko swój kredyt, ale też kredyty subprime'owych beneficjentów. Co prawda część z tych bogatych popadłaby wówczas w biedę, ale czego się nie robi, żeby realizować marzenia? Szkoda, że cudze. Ale jakie piękne! Jak to wygląda w polskiej praktyce, najlepiej widać po tzw. "janosikowym" – Mazowsze jest najbogatszym regionem przed zapłatą tego podatku. Potem staje się najbiedniejsze i w zasadzie powinno być beneficjentem podatku, które samo płaci. Ale się nie należy, bo Mazowsze jest bogate. Taki myk! Przymus, panie Clinton! O tym pan zapomniał.
Dlatego reformie pana Obamy wróżę świetlaną przyszłość, mniej więcej na miarę sukcesu miasta Detroit. Wprowadzenie przymusu ubezpieczeń to rozwiązanie, które już wybrała Europa w odniesieniu do tzw. ubezpieczenia zdrowotnego czy społecznego. Zaproponowałbym, że chętnie podzielimy się doświadczeniem, ale już niedługo Amerykanie będą mogli sami się przekonać o dobroczynnym wpływie przymusu na pomyślność obywateli. Bowiem to dzięki przymusowi rząd zyskuje armię frajerów, którzy finansują całą zabawę. Oczywiście, do czasu. Bo matematyka to wciąż nieuprawny ugór i wcześniej czy później upomni się o swoje. Jeszcze ze łzą w oku wspomnimy krach na rynku nieruchomości jako niewiele znaczącą zadyszkę na drodze ku uszczęśliwianiu ludzkości.
Za każdym razem, kiedy politycy mówią, że "będzie lepiej", ja odpowiadam – nie musi, wystarczy, że będzie dobrze. Na nasze nieszczęście hasło "Yes, we can" jest prawdziwe. Tak, umiecie – generować bezrobocie, biedę i bandytyzm. Jedyne naprawdę działające produkty rządowe.
Bańka na kredytach hipotecznych to był jedynie ostatni objaw bańki na kredycie która budowała sie od początku lat 80. Poza tym agencje Freddie i Fannie gwarantowały kredyty na długo zanim Clinton objął stołek. Problemem z pkt widzenia rynku nieruchomości raczej były intencjonalnie utrzymywany na niskim poziomie stopy procentowe FED po 2001.
Co do banki kredytowej w USA : http://misc.mortgagebrokers.ie/images/blogimages/2010/October2010/US%20Private%20Debt%20to%20GDP.jpg to jedynie kolejna odsłona pokoleniowego cyklu kredytowego o którym w prosty sposób mówi Ray Dalio (w 100 najbogatszych ludzi na świecie) http://www.youtube.com/watch?v=PHe0bXAIuk0