Zewnętrzne znamiona władzy w Kijowie są całkiem podobne do tych w Moskwie: żołnierze napięci jak struna i wypasiony Mercedes (zdjecie powyżej), a i konta bankowe mogą być podobnie napchane dewizami. Co różni więc Poroszenko i Putina ? To że jeden mówi płynnie po angielsku a drugi po niemiecku?
Nic dziwnego, że ciemny ukraiński lud wcale nie bierze sobie do serca duraczenia kilku zachodnich propagandystów, opłacanych przez różne centrale wywiadu, o tzw. nowej wspaniałej demokracji na Ukrainie, jakiej świat jeszcze nie widział.
Ukraincy nie czekają na obiecane miliardy "pomocy", tylko uciekają masowo z kraju w poszukiwaniu lepszego życia, o czym pisze ostatnio "New York Times":
Masowa emigracja z Ukrainy nie ma bezpośredniego związku z konfliktem w Donbasie. NYT cytuje specjalistkę od migracji z polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, Martę Jaroszewicz, która stwierdza (cytat): "Ukraina jest ogromnym (terytorialnie) krajem. Tylko część terytorium jest pozbawione bezpieczeństwa, więc (obywatele) mogą zmienić miejsce zamieszkania w kraju" ("Ukraine is a huge country. Only part of the territory is insecure, so they can relocate internally").
Ludzie po prostu szukają normalności i perspektyw, których reżimy wystruganych z banana kacyków nie są w stanie im zapewnić. A to że zamiast chleba i pracy oferuje się im tęczę w Kijowie nie jest wystarczającą alternatywą na godne życie, no chyba że się jest ukraińskim prenumeratorem "Gazety Wyborczej".
Inflacja na Ukrainie sięga już 60 % a programy tzw. reform ekonomicznych zakładają cięcia budżetowe na zdrowie, oświatę i opiekę socjalną. Pracy na Ukrainie nie przybędzie, może poza sektorem służb specjalnych. Co gorsza, pisaliśmy o tym, że nasz geniusz ekonomii Leszek Balcerowicz już jada ośmiorniczki w Kijowie, popija winko i doradza. Zaczęło się wygaszanie Ukrainy, "ratuj się kto może" pozostaje jedynym wyjściem.
Gay Pride Kijów, 6.06.2015 – nie ma chleba, ale za to są igrzyska